W roku 2017 mieliśmy już się wprowadzać. Ale okazało się, że mamy opóźnienie z ogrzewaniem (piecem, ale o tym dokładniej kiedy indziej) i wszystko się opóźniło. Bo bez ogrzewania podłóg nie wygrzejemy i nici z kładzenia czegokolwiek, robienia łazienek itp.
No ale pozostało ocieplenie domu. Ogrzewanie było na zimę niepewne więc koniecznie trzeba ocieplić. Na początku myśleliśmy że zrobimy to sami... Ale potem dopadły nas wątpliwości i podjechaliśmy do kogoś kto robi ocieplenia. Niestety tak jak myśleliśmy w bieżącym roku nie ma szans bo ma zajęte terminy. Może wiosną.
Tak więc krótka narada rodzinna i jedziemy z tematem sami. Na początku styropian:
Styropian w roku 2017 zdrożał ale ja miałem szczęście bo kupiłem go jeszcze w roku 2016 razem z kuzynem który się budował. Styropian Austrotherm grafit, grubość 13 cm (Niestandardowa bo z Niemiec sprowadzany był) i lambda 0,033. Miałem tego trochę ale jak szybko się okazało - brakłoby. Wiec domówiłem jeszcze we wrześniu w lokalnej hurtowni 29 paczek.
Razem ze styropianem przyjechały kleje :
Kleje 2 rodzaje - do mocowania styropianu (ZS) i do warstwy wierzchniej - (ZU).
Do tego listwy do narożników, siatki zacieniajace oraz listwy do okien.
Do prac przy elewacji oprócz mnie poszedł mój teść i jego dwóch pracowników z warsztatu (bo prowadzi warsztat samochodowy). Oprócz tego przyjeżdżał szwagier po pracy i w weekend oraz wujek który trochę już przy elewacjach robił i pomagał przy zacieraniu.
Jako doradców mieliśmy znajomego który robi w wykończeniówce i też sam robił sobie elewację. Dodatkowo jeden z pracowników teścia też był obeznany bo sporo już kiedyś robił przy ociepleniach. Więc wiedza była, materiał też - pozostał sprzęt.
Tutaj też z pomocą przyszedł znajomy od wykończeniówki który pożyczył mi rusztowania (na 2 ściany spokojnie starczały) oraz sporo sprzętu - noże do cięcia styropianu, packi ścierne do jego ścierania - wyrównywania oraz mieszadło do kleju. Wszystko za darmo, dzięki czemu sporo zaoszczędziliśmy.
Resztę mieliśmy sami, i jak się okazało pod koniec prac, naprawdę kupa sprzętu była w domu.
Prace ruszyły z kopyta 16 października. Pogoda dopisywała i metry szybko szły:
Przy pracy pomagała też żona jak tylko mogła :)
Od dołu przykręcaliśmy listwy startowe z aluminium. Dają kapinosy, i chronią przed gryzoniami, no i zawsze łatwiej kłaść pierwszą warstwę.
Mimo jesieni, siatki okazały się koniecznością. Grafit cholernie szybko się rozgrzewa i pierwsze płyty które były położone bez okrycia, odpadły. Częściowo też dlatego ze ściana była sucha i gorąca co szybko wysuszyło wodę z kleju i po prostu go odparzyło. Potem siatka już zdawała egzamin i więcej kłopotów ze styropianem nie było
Po dwóch dniach pracy było już tak:
Jedna ściana skończona i pozostałe zaczęte do 1/3 wysokości. Szło naprawdę piorunem.
To też zasługa styropianu - grafit bardzo fajnie się docina i nie lata go pełno w powietrzu.
Kłopoty zaczęły się gdy położyliśmy całość styropianu i zakołkowaliśmy go. Jedna ściana była obłożona klejem i siatką no i pogoda się popsuła....
Lało kilka dni i było zimno. Więc na budowę wróciliśmy w listopadzie - około 6.
Dalej już szło z przerwami - czasem jedno - dwu dniowymi. Ja musiałem iść do pracy, teść nałapał zaległości w warsztacie - nie było łatwo. Ale powoli , nadganiając w piątki i w soboty udało się położyć siatkę i klej na całości. No i potem poszła szlichta i wyrównywanie. Tutaj królował wujek i pracownik co miał doświadczenie w tym - więc szło im piorunem.
Około 11 listopada ściany były gotowe do gruntowania.
Gruntowaliśmy po dwie warstwy gruntem bez koloru. To już szło dosć szybko ale znów z przerwami.
Ostatecznie około 20 listopada zostało wykonane ostatnie gruntowanie i pogoda na dobre się popsuła.
Potem wpadłem jeszcze na jeden dzień i położyłem grunt nad wykuszem w lukarnie/tarasie. I tym sposobem wszystkie ściany otrzymały jedną warstwę gruntu. Oprócz ściany południowej (frontowej) i lukarny - wszędzie poszła także warstwa druga. Po dwóch warstwach ściany wyglądały już ok i nie wymagały dalszych prac.
To co zostało na jednej warstwie też nie wygląda źle ale na wiosnę jeszcze to dokończymy.
Tynków na razie kłaść nie będziemy może za rok lub dwa. Sam grunt wygląda z daleka całkiem ok.
Cała operacja się udała chociaż kosztowała mnóstwo sił i często siedzieliśmy na budowie od 7 rano do 19 i kończyliśmy przy halogenach. Zona dowoziła obiady dla wszystkich żeby nie tracić czasu na jeżdżenie do domów. No i w pracy sporo trzeba było się nagimnastykować, brać prace zdalną wieczorami albo wolne. Teść w warsztacie wyszedł z zaległości dopiero pod koniec grudnia. No ale się udało :)
Zaleta tego była taka ze zrobiliśmy to w ostatnim możliwym terminie i wyrobiliśmy się przed zimą. Poza tym mimo ze musiałem opłacić pracowników teścia (łącznie około 2000) to i tak ponieważ wiadomo że rodzina nic nie brała za pomoc - wyszło to tanio :)
Na budowie po całości operacji ocieplamy został istny sajgon:
Nie było czasu sprzątać wiec wrzucało się wszystko jak leci.
Nasz salon i kuchnia:
Pod stertą różności jest też paleta i sporo płytek które czekają na swoją kolej przy wykończeniach.
W innych pokojach nie było lepiej:
Zostały tu jeszcze resztki po ocieplaniu poddasza.
Zdemontowaliśmy przed ociepleniem rynny, a ich końcówki zostały przełożone tak aby kierować wodę w drugą stronę na plac. Rynny zamontuje dopiero na wiosnę.
No i jeszcze łazienka która zamieniła się w składowisko śmieci budowlanych:
Poworkowane śmieci czekają na swoją kolej do wywiezienia.
Generalnie pozostało czekać na ogrzewanie i będzie można ruszyć dalej już w środku.